czwartek, 30 kwietnia 2015

Spy Twins: rozdział 5

Witam, witam! Rzadko mi się zdarza dotrzymywać obietnic, ale tym razem się udało. Tak jak wcześniej obiecałam, wstawiam teraz kolejną część "Spy Twins". Miłego czytania życzę! 

Agencja miała dziesięć pięter z czego siedem z przeszklonym hallem i trzy normalne. Rodzeństwo zapoznawało się teraz z tymi drugimi. Na ósmym piętrze znajdowały się same kwatery szpiegów. Nie wszyscy agenci mieszkali w bazie. Niektórzy mieli własne domy, tak jak do niedawna Corni i Zimi. Do niedawna, bo teraz mieli mieszkać w agencji w bliskim sąsiedztwie ich trenerki Monic. 
Piętro niżej znajdowała się stołówka, dla tych, którzy nie umieli, bądź nie chcieli gotować. Składała się ona z czterech długich stołów, ławek, lady zza której kucharki podawały jedzenie oraz dwóch okienek do których można było oddać naczynia. Na dziewiątym piętrze znajdowała się także zbrojownia, lecz tam rodzeństwo nie zostało dopuszczone, ponieważ nie mieli jeszcze takich uprawnień.
Zeszli na najniższe piętro, czyli na dziesiąte. Było tam dziesięć sal treningowych, strzelnica i pokój wyglądający jak salon gier, do którego właśnie poszli.
-Co to za miejsce? -Zimi wyglądała na niezbyt zachwyconą. Nie lubiła salonów gier. Dla niej najlepszą formą rozrywki były sporty ekstremalne, które uprawiała w realu, a nie grając na komputerze.
-To jest najważniejsza sala treningowa. Każdy agent naszej agencji, który nie jest zwolniony ze służby ma obowiązek raz w miesiącu tu przyjść i odbyć co najmniej jedną intermisję.
-Co odbyć? -zdziwiła się Zimi. Spojrzała na Monic jakby właśnie wyszła ze statku kosmicznego.
-Nie patrz tak na mnie! -oburzyła się ich nowa opiekunka- Intermisje nie zostały wynalezione wczoraj przez kosmitów! Istnieją już od ponad wieku! 
-Ale co to są te intermisje? - zapytał Corni.
-To są misje wyświetlane na specjalnych urządzeniach, nazywanych intergemami. Z resztą sami się niedługo przekonacie. Wszystko co robi agent podczas intermisji jest nagrywane i przekazywane specjalnemu oddziałowi zarządzania agencją Sharlatans. Dzięki temu każdy szpieg dostaje taką misję, do jakiej aktualnie się nadaje. 
-I że niby to wszystko się tu dzieje? -zapytała się z niedowierzaniem Zimi.
-Tak. Dobra, ale koniec tego. Idziemy dalej. Jeśli niczego nie przeskrobiecie może za tydzień weźmiecie udział w jednej intermisji.
Zimi wyglądała na zachwyconą tą informacją. Może ta intermisja nie była prawdziwą misją, ale to już coś. Natomiast Corni przyjął to jako interesującą ciekawostkę.
Następnym punktem zwiedzania okazała strzelnica. Było tam 20 stanowisk. Kilku szpiegów właśnie trenowało. Monic dała im po parze zatyczek do uszu. 
-Włóżcie je. Wystrzał potrafi być czasem naprawdę głośny.
Rodzeństwo posłusznie wykonało polecenie trenerki. 
Corni rozejrzał się uważnie po strzelnicy. Po ich prawej stało dwoje agentów. Kobieta strzelała z łuku, a mężczyzna rzucał nożami. Po lewej jeden leżał, a drugi kucał. 
-Ci dwaj -Monic wskazała na lewo- to snajperzy. Muszą trenować strzelanie w dziwnych pozach. 
Pozostałych dziesięć sal treningowych już nie zwiedzali. Opiekunka tylko pokazała jak do nich dojść. 
Wrócili do kwatery trenerki. Tam zrobili sobie obiad. Gdy już usiedli przy stoliku, Monic zaczęła wyjaśniać im zasady jakie panują w agencji.
-Po pierwsze: oficjalnie nie jesteście jeszcze pełnoprawnymi agentami, więc jak cokolwiek przeskrobiecie to wylatujecie zanim zdążycie choćby mrugnąć. Po drugie: Puki co nie macie wstępu do zbrojowni. Możecie tam wejść tylko pod moim nadzorem i z moim pozwoleniem. To samo tyczy się kuchni przy stołówce. Tak nawiasem mówiąc, mają tam wstęp tylko kucharki i ludzie przypisani na zmywak. Po trzecie: Dwa razy w tygodniu macie wolne, w tym jeden dzień jest przeznaczony na służbę porządkową. Czyli na zmywak, czyszczenie sal treningowych i windy. Po czwarte: normalny agent z Sharlatans ma partnera, z którym współpracuje. Jednak wasza dwójka będzie pracować jako jedna osoba. Tak więc do każdej misji będziecie mieli przypisanego jednego doświadczonego szpiega. Znając życie ten obowiązek spadnie na mnie... Ale nie prędko dostaniecie jakąś misję bo... Po pierwsze: musicie najpierw przejść przez kontrolę waszych umiejętności, a potem przez dłuuuugi trening. Po drugie: zaczniecie dopiero za tydzień. Przez ten czas możecie robić co tylko się wam żywnie podoba, pod warunkiem, że będziecie pamiętać o zasadach o których wam przed chwilą mówiłam. Jednak macie się u mnie pojawiać trzy razy dziennie: na śniadanie o dziewiątej, na obiedzie o piętnastej i na kolację o dziewiętnastej. O dwudziestej drugiej macie być już w swoich pokojach.
-Co?! Tak wcześnie?! -oburzyła się Zimi, która zazwyczaj szła spać długo po północy.
-Nie obchodzi mnie co będziecie w nich robić, ale nie mam zamiaru ganiać za wami o dwudziestej trzeciej po całej agencji. -To zdało się lekko udobruchać blondynkę.
-Po obiedzie zaczyna się wasz czas wolny. Możecie się pałętać po całej agencji, zadawać pytania, obserwować. Tylko nie przeszkadzajcie ludziom w ich pracy. A i bez mojej zgody nie możecie wyjść po za agencję. -Monic wstała od stołu- Jak skończcie to pozmywajcie po obiedzie. Niestety, ale w szpiegowskich kwaterach nie ma służących. -i wyszła z pokoju pozostawiając brudny talerz na stole. 
-Ty masz chyba inne zdanie na ten temat... -mruknął Corni do zamkniętych już drzwi.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

"World trigger", albo coś takiego...

Przepraszam bardzo, że tak długo nic nie wstawiałam. Teraz skończyły się egzaminy i mam więcej czasu. Jak się zepnę to w tym tygodniu wstawię jeszcze coś. A to jest one-shot. Niektórym otaku może się kojarzyć z anime "world trigger". Nie wiem skąd mi się wzięło,  że to takie podobnie... Tak jakoś wyszło samo z siebie. A teraz... Życzę miłego czytania!


-Liliana Matrienkowa! Do tablicy! Blondynka z piątej ławki otworzyła zaspane oczy. Rozejrzała się zdezorientowana. "Wszyscy się na mnie gapią... Dlaczego?"
-Liliana Matrienkowa! No już! Nie będziemy czekać w nieskończoność!
Dziewczyna nagle zrozumiała o co chodzi. "Zasnęłam na macie!" Zerwała się z ławki przewracając przy tym krzesło. Podniosła je szybko, wzięła podręcznik i ruszyła do tablicy. Tak się śpieszyła, że przewróciła się o plecak leżący między ławkami. W klasie wybuchła salwa śmiechu. Blondynka spłonęła rumieńcem. Miała ochotę pozostać na podłodze na zawsze. Mimo to podniosła się i już ostrożniej podeszła do tablicy. Spojrzała w podręcznik.
-Yyyy... Które zadanie? -zapytała nauczycielki.
-26 ze strony 210. -kobieta spojrzała na nią znad okularów - ze zbioru zadań.
"Kolejna wpadka..." -westchnęła w myślach.
-Pożyczysz? -zapytała właściciela najbliższego zbioru.
-Jasne. Proszę bardzo. -chłopak uśmiechnął się promiennie.
Miał błękitne oczy i kręcone błąd włosy. Nie były one długie, ale krótko obcięte też nie były. Sylwetka jego była sportowa, ale nie napakowana. Jednym słowem chłopak z marzeń Liliany.
-Dzieki.
Dziewczyna przeczytała treść zadania. Po niecałych dwóch minutach mogła już wracać do ławki. W momencie kiedy wyciągnęła rękę by oddać zbiór prawowitemu właścicielowi, potknęła się o czyjąś torbę. Ległaby jak długa, gdyby nie szybka interwencja chłopaka. Zrobiła się cała czerwona.
-Dzięki. Twój zbiór.
Włożyła książkę w ręce blondyna i szybko pomknęła do swojej ławki. Po drodze mało się nie wywróciła. Gdy już dotarła schowała głowę w zeszycie. "Matko...! Taki ładny... i taka wpadka..." Wyjażała znad zeszytu. Spojrzała na "pana pięknego" i szybko schowała się za swoją barykadę czerwieńsza niż burak. On na nią patrzył! "Boże święty! Pewnie ma ze mnie niezłą polewkę! Tak śmiej, się śmiej! I tak już gorzej być nie może..."
-Piąta ławka! Co robisz za tym zeszytem?
"A jednak..."
-Nic, proszę pani.
-No to połóż go na ławce i zajmij się lekcją!
Położyła swoją zasłonę i natychmiast napotkała spojrzenie "pana pięknego". Opuściła szybko głowę. Przez resztę lekcji próbowała się skupić na zadaniach, lecz okazało się to bardzo trudną sztuką.

Dzwonek zadzwonił na przerwę. Liliana spakowała się i poczekała, aż "pan piękny" wyjdzie z klasy. Tak ładnie się śmiał do swoich kolegów. Wyszła jako ostatnia. Parę kroków za progiem rozerwała jej się torba z książkami.
-No nieee!
Przyklękła by zebrać książki. Ktoś do niej podszedł i zaczął jej pomagać. Rzuciła szybkie spojrzenie na osobnika. Natychmiast pożałowała, bo pokryła się rumieńcem. Obok niej kucał blondyn, który pożyczył jej zbiór. Wstała, a on wraz z nią. Był niewiele wyższy gdy stał. Chciała odebrać książki od "pana pięknego", lecz on już chował je do swojego plecaka.
-Ej! To moje!
-Wiem, ale gdzie je schowasz? Chyba nie zamierzasz chodzić po szkole ze wszystkimi książkami w ręce? Tak wogóle to Eliot jestem. Nigdy wcześniej cię nie widziałem, a znam większość osób z tej szkoły.
-Przeniosłam się tutaj wczoraj z Rosji.
-Woow! Naprawdę? Ja nigdy nie wystawiłem nawet nosa poza granice Syracuse. Jak tam jest? W tej wielkiej Rosji?
-W sumie to nie wiem, bo ja mieszkałam w Obwodzie Kalingradzkim. A tam jest podobnie jak tu. Ten sam klimat... Eliot wyraźnie był zawiedziony, jednak zaraz się uśmiechnął.
-To chyba niedużo straciłem.
-Jeśli nie interesuje cię kultura innych narodów to nie.
-Ale kulturę tworzą ludzie, a jak się ma przed sobą jednego z przedstawicieli, to można ją poznać poprzez rozmowę.
-Jednak to nie to samo co tam być i widzieć to na własne oczy.
-Prawda.
W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję.
-E? To już? -zdziwił się Eliot -Co teraz mamy? Biologię, czy Angielski?
-Geografię.
-Serio? No to trafiliśmy w sam raz w czas z tematem! -uśmiechnął się szeroko, co spowodowało, że Liliana lekko się zarumieniła.Poszli pod klasę i okazało się, że pozostali już weszli i zajęli miejsca. Kolega Eliota myśląc, że ten już poszedł do domu, przysiadł się do kogoś innego. Tak więc blondyn, nie chcąc siedzieć samemu, usiadł w ławce z Lilianą.

W końcu nadeszła godzina wychowawcza, na której Liliana miała być przedstawiona całej klasie. Do tej pory Eliot znajdował powód by być przy niej. Jakimś dziwnym trafem, gdy byli razem blondynce nie przytrafiło się nic złego. Teraz musiał iść do trenera, bo dzisiaj miał grać na zawodach z siatkówki.
Akurat teraz wolałaby mieć go przy sobie. Mimo ich krótkiej znajomości, dodawał jej pewności w nowej szkole, mieście i kraju. Miała nieodparte wrażenie, że skądś go znała, tylko nie wiedziała skąd. Próbowała sobie przypomnieć gdzie mogła spotkać wcześniej Eliota, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Więc poddała się w tej kwestii i zajęła tym co powinna, czyli układaniem przywitania. "Co powinnam powiedzieć? Może coś w stylu: witajcie moi nowi koledzy i koleżanki? Nie to nie to..."
Zastanawiała się tak długo. Nie myślała o niczym innym. W końcu lekcja się zaczęła, a nauczyciel poprosił ją na środek. Przestraszyła się trochę, bo nadal nie wiedziała co powiedzieć. Wyskoczyła z ławki jak zając zza krzaka i powędrowała pod tablicę, pamiętając przy tym by nie potknąć się.
-Poznajcie nową uczennicę naszej szkoły. Od dzisiaj będzie chodzić z wami na lekcje. Przyjmijcie ją ciepło. A teraz przedstaw nam się, moje dziecko. -powiedział nauczyciel ciepłym, dodającym otuchy głosem.
-Jestem Liliana Matrienkowa, mam 17 lat. Wcześniej mieszkałam w Rosji, a dokładniej w Obwodzie Kalingradzkim. -w sumie powiedziała to samo wcześniej Eliotowi.
-Co lubisz, a czego nie? -zapytał nauczyciel, gdy blondynka chciała już wrócić do ławki.
-Lubię czytać książki i patrzyć na księżyc w pełni. Nie lubię zwierząt, a szczególnie tych dużych. Kiedyś lubiłam też biegać, ale teraz jak nie muszę to wolę tego uniknąć.
-Dlaczego? -odezwała się jedna z dziewczyn. Wyglądała jak zawodowa atletka.
-Z powodów zdrowotnych, można by powiedzieć. Co jakiś czas moja rzepka lubi zmieniać swoje położenie. -Atletka skrzywiła się z niesmakiem. Widocznie nie wyobrażała sobie życia bez biegania i nie lubiła mówić o kontuzjach.
Wychowawca podziękował Lilianie i pozwolił jej wrócić do ławki. Blondynka całkowicie odetchnęła dopiero, kiedy ostatnia para oczu przestała ją obserwować. Nie znosiła być w centrum uwagi. Wtedy właśnie zdarzały się najgorsze wpadki. Eliot nie przyszedł już na lekcje. Ani na wychowawczą, ani na dwie pozostałe. Liliana była ciekawa co go zatrzymało na tak długo. Musiała poszukać Eliota, bo nadal miał jej książki.
Po lekcji poszła na halę, gdzie myślała, że go znajdzie. Jednak nie było to takie łatwe. Jedyne przejście było pełne ludzi. "Co się tu dzieje?" Próbowała się przepchnąć do przodu. Gdy dostała się prawie na sam początek, ludzie zaczęli się cofać, a ona, mimo woli, wraz z nimi. Niektórzy krzyczeli. Ci z tyłu chcieli dowiedzieć się co się dzieje, a z przodu wołali by uciekać. Głosy się mieszały. Zaczynał się tworzyć chaos i przez co także i panika. "Co się tu, u licha dzieje?"
Z wielkim trudem przesunęła się pod ścianę i tam poczekała, aż ludzie przepchną się do tyłu, robiąc coraz więcej miejsca z przodu. Pozwoliło jej to podejść do drzwi hali i zajrzeć do środka.
Stało tam trzech chłopaków, a w tym Eliot. W rękach mieli miecze. Okrążyli coś co przypominało małą czarną dziurę. Tajemnicze coś powiększyło się i wyrzuciło z siebie pięć ogromnych, kilkumetrowych pająków. Liliana zaklęła szpetnie w myślach. "Tutaj jest jeszcze więcej tych pokrak niż na Gruzowisku!"
Gruzowisko było zrujnowaną, rosyjską dzielnicą, którą cały czas nawiedzały czarne dziury, czyli portale. Wyłaniały się z nich przeróżne potwory. To stamtąd wyłoniły się takie zwierzęta, jak szarańcza czy pająki ptaszniki. Jednak tam pojawiały się maksymalnie trzy na raz, a tutaj wyskoczyło ich aż pięć i do tego gigantycznych pajęczaków. Liliana szybko sięgnęła do rozerwanej torby, gdzie miała schowaną specjalną długą rękawiczkę. Gdy ją wciągnęła na lewą rękę, aż po sam łokieć, w jej dłoni pojawił się łuk, a na plecach kołczan ze strzałami. Rzuciła torbę w kąt i przekroczyła próg hali.
Najbliższy wróg znajdował się 35 metrów od niej. Na nic nie czekając, wyjęła strzałę i jednym płynnym ruchem założyła ją na cięciwę, jednocześnie naciągając łuk. Wymierzyła w dobrze sobie znany słaby punkt pajęczaka i wystrzeliła. Nim strzała trafiła do celu, powtórzyła tą akcję jeszcze raz. Obie strzały trafiły do celu uśmiercając przerośnięte stwory. Robiła to już wiele razy, nie tylko podczas treningu, ale i w praktyce. Chłopacy, nie wiedząc co się dzieje zaczęli się rozglądać we wszystkie strony. Ich wzrok zatrzymał się na drobnej blondynce stojącej przy drzwiach.
-Liliana! Co tu robisz?! Uciekaj stąd! -krzyknął do niej "pan piękny".
Nawet nie zwróciła na niego uwagi. Ponownie napięła łuk i zestrzeliła kolejnego pajęczaka. Eliot został powalony podmuchem, który spowodowało upadające truchło potwora. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie skupia się na tym, na czym powinien. Wstał i zajął się ostatnim wrogiem. W czasie, kiedy on leżał, blondynka zabiła kolejnego stwora.

-Czyli to ty jesteś tym wsparciem z Europy! -Eliot opierał się teraz o ścianę hali- Nie spodziewałem się tego.
-Nikt nawet nie powinien.
-Czyli ta twoja fajtłapowatość, to było udawane?
-Nie, ja niczego nie udawałam.
Chłopak jakby się zaczerwienił. Zrozumiał, że popełnił wielkie fopá. Postanowił zmienić temat.
-Nieźle strzelasz. Gdyby nie ty pewnie nie dalibyśmy im rady.
-Dużo macie ostatnio tych ataków?
-Prawie codziennie po jednym. W zeszły czwartek były dwa.
Liliana cicho zagwizdała.
-To nic dziwnego, że potrzebujecie wsparcia.
-To jeszcze nic. W tym mieście oprócz stałego miejsca pojawiania się portali, które mieści się tutaj, jest także wiele innych, ciągle zmieniających położenie. Bardzo trudno to wykryć, ponieważ zazwyczaj najpierw wypuszczają jakieś małe stworki jak chohliki, a dopiero po dwóch-trzech dniach jakieś większe monstra.
-Pewnie używają teleporterów...
-Tele... co?
-Teleporterów. To takie małe urządzenia, pozwalające przywołać portal. Kilka razy widziałam jak dziura wyrzuca z siebie takie coś. Myślałam, że to kolejny szkodnik przeznaczony do walki, ale to zaczęło szybko uciekać z pola bitwy. Raz nawet udało mi się trafić w jednego. Dzięki temu wiem do czego służy.
Eliot zrobił wielkie oczy. Był pod wrażeniem wiedzy jaką Liliana ma na temat portali.
-To by wszystko wyjaśniało. W sumie to to zaczęło się rozprzestrzeniać od szkoły. Ale myślę, że z tobą pokonamy te tele... coś.
-Teleportery.
-Tak, dokladnie.
-A dlaczego dopiero teraz? -zdziwiła się Liliana.
-Bo teraz nareszcie mamy kogoś z elity. -odpowiedział z dumą Eliot.

sobota, 28 lutego 2015

Spy Twins: rozdział 3 i 4

 Dodałam trochę dłuższy kawałek, ponieważ ten pierwszy był ciut przy krótki... Na następną częśc musicie trochę poczekać, ponieważ muszę ją dopiero napisać, a wena jakoś nie współgra z czasem. Kiedy się pojawia, nie mam czasu, kiedy mam czas, nie mam weny... Ale w końcu trafi się moment, kiedy będzie i jedno i drugie. ;D


 Poprzedniego wieczoru Sina wypędziła ich wcześnie do łóżek. Nie chętnie, ale się zgodzili. Jednak mimo wszelkich starań opiekunki, rodzeństwo długo nie mogło spać z podniecenia. Szczególnie Zimi miała problemy. Cały czas zastanawiała się jak wygląda agencja. Kilka razy nawet pytała Shinę, ale ona odpowiadała tylko, że jutro zobaczy. W końcu zasnęła, a śniło jej się wiele niezwykłych miejsc w stylu Jamesa Bond'a. Z tych marzeń wyrwało ją wołanie.
  -Zimi wstawaj! -to Sina ją budziła- Za godzinę jedziemy do agencji.
Gdy tylko te słowa dotarły do jej sennej świadomości zerwała się z łóżka  i  zaczęła haotycznie się ubierać. Kilka razy przyłapała się, że  chciała założyć spodnie na głowę, albo rękawiczki na nogi. W końcu ubrana w jasnoniebieskie rurki, biały sweterek i z czarno-niebieskie rękawiczki wybiegła ze swojego pokoju. Teraz w pełni rozbudzona rozejrzała się po korytarzu. Jej wzrok zatrzymał się na zamkniętych drzwiach do sypialni przybranego brata. Wpadła jak huragan i stanęła jak wryta. Łóżko było puste. Wyszła na korytarz, rozejrzała się i ruszyła w stronę łazienki. Chwyciła za klamkę. Otwarte. Czyli tutaj też go nie ma... Zeszła na dół do kuchni. Stanęła w progu. Corni siedział przy stole obok Siny i właśnie kończył jeść śniadanie.
  -Eee... Jak to się stało, że ty jesteś tutaj, a nie tam?- wskazała na sufit.
  -Może dlatego, że  dzisiaj idziemy do agencji?
  -I że  niby wstałeś wcześniej ode mnie?
  -Nie, po prostu krócej się ubieram. -rzucił kąśliwie.
  -Lepiej się  pośpiesz i zjedz śniadanie, bo zaraz nie zdążysz i pojedziemy bez ciebie. -zrugała ją Sina.
  Bez dalszej zwłoki rzuciła się w stronę lodówki i zaczęła robić sobie kanapki.

***
   Po śniadaniu wszyscy wsiedli na motocykle. Shina na jednym, a rodzeństwo na drugim. Oczywiście Zimi prowadziła. Właśnie wjechali za opiekunką do jednej z biedniejszych dzielnic miasta. Blondynka się trochę zdziwiła. 
  -Myślałam, że baza główna będzie bardziej w centrum!- zwróciła się do przybranego brata, przekrzykując ryk powietrza jaki wytwarzał pędzący motocykl. 
  -Każdy taki myśli! Wszyscy wrogowie agencji szukają jej w centrum, podczas gdy jest ona na obrzeżach! 
  -Ale przecież tutaj mieszka mnóstwo ludzi! Ktoś z nich na pewno wie gdzie znajduje się baza i chociażby dla zarobku może sprzedać tą informację! 
  -Ale nikt tego nie zrobi, bo nikt nie wie gdzie dokładnie znajduje się baza! Dodatkowo mieszkańcy tej dzielnicy czują się chronieni przez agencję! -nadzwyczaj trafne domysły Corniego wyczerpały argumenty dziewczyny. 
  Jechali w ciszy między ciasnymi uliczkami jeszcze jakieś 10 minut po czym wjechali na małe podwórko. Dookoła piętrzyły się wysokie popękane ściany budynków. Co najciekawsze nie było tam ani jednego okna! Zimi zdjęła kask i rozejrzała się. Oprócz bramy, którą tu wjechali w kącie placyku znajdowały się schody. I nic więcej. 
  -Nie zsiadajcie z motora. Musimy go ukryć. -powiedziała opiekunka, po czym ruszyła z pojazdem u boku w stronę betonowej ściany znajdującej się na przeciwko bramy. Rodzeństwo spojrzało po sobie. Ze swoich oczu wyczytali, że wiedzą to samo. Czyli nic... Wzruszyli ramionami i zrobili to samo co Shina, która czekała już na nich jakieś 5 metrów od ściany. 
  -Teraz skupcie się. -powiedziała, gdy do niej doszli- Następnym razem możecie być zmuszeni do szybkiego i sprawnego otwarcia garażu. Więc teraz patrzcie uważnie i szybko przyswajajcie informacje! -ostatnie zdanie powiedziała tak jakby to był świetny żart. 
  Rodzeństwo jednak nie zauważyło tej animozji, tylko przyglądali się opiekunce z wielkim skupieniem widocznym na ich twarzach. Shina widząc to westchnęła w duchu. "No tak... przecież nie wiedzą jakie jest powiedzonko znane każdemu z Sharlatans" -pomyślała z żalem. Wyszukała odpowiednią kostkę w podłożu, a gdy znalazła, wskazała ją dzieciakom. 
-Zapamiętajcie sobie tę cegłę. 
Zimi i Corni kucnęli nad wskazaną kostką. Na pierwszy rzut oka niczym się nie różniła od pozostałych starych, powyszczerbianych cegieł. Lecz po dłuższej obserwacji chłopak zauważył, że tylko ta jedna miała pęknięcie. Było ono niezwykłe samo w sobie. Biegło prostą (jak na pęknięcie) linią przez całą długość kostki. Gdy ta niby zwyczajna cegła wryła im się w pamięć, podnieśli się z kucek niczego nie rozumiejąc. 
  -Po co nam znajomość akurat tej cegły? -spytała Zimi. 
  -A po to. -Shina z zamachem tupnęła w kostkę z taką siłą, że ta zapadła się lekko. Corni już miał ogłosić, że już wie skąd się wzięło to pęknięcie, ale jego uwagę przyciągnęło zupełnie coś innego. Szczelina w ścianie przed nimi zaczęła się szybko rozszerzać, aż powstały wielkie drzwi, w które z łatwością wjechałby duży samochód. Na ich oczach otworzyły się. Dzieciakom opadły szczęki. Sina wsiadła na swój dwukołowiec. 
  -No co tak stoicie? -zaśmiała się na widok min rodzeństwa. -wsiadajcie na motor i wjeżdżajcie zanim to się zamknie. Pierwsza zareagowała Zimi. A zaraz po niej, z lekkim opóźnieniem także i Corni. Wjechali za opiekunką do wielkiego garażu. Było tam ciemno i jechali tylko przy świetle lamp motocyklowych. Jednak w tej samej chwili gdy drzwi się zamknęły, powoli włączyło się światło. Ich oczom ukazał się wielki parking z mnóstwem najróżniejszych pojazdów.
  -537. -policzył Corni - 537 maszyn, na których można odjechać i to nie koniecznie w pojedynkę... 
  -Więc ilu tu jest agentów? Z 700? -zapytała z niedowierzaniem Zimi. 
  -Dokładniej jest nas 1120 osób w tej bazie. Poprawka! Jest nas już 1122! -Dodała że śmiechem Shina. 
  Zatrzymali się pod ścianą w sektorze G16 mniej więcej w połowie garażu. Gdy wszyscy zasiedli i zapamiętali gdzie zaparkowali, ruszyli za Shiną do windy. 
Znajdowała się na samym środku parkingu. Była duża, okrągła i jak ich poinformowała później opiekunka, zbudowana że szkła pancernego najwyżej jakości. Z tyłu mieściły się dwie kolejne. Wsiedli do jednej z nich i Shina nacisnęła guzik na 8 piętro. Najbardziej ich zdziwiło to, że winda ruszyła osiem pięter w dół. Jednak szybko zapomnieli o tym gdy tylko zniknęło im z oczu betonowe podłoże parkingu. 
  To co zobaczyli przekraczało ich najśmielsze marzenia o bazie głównej Sharlatans. Hall na każdym z 7 pięter był że szkła (także kuloodpornego) przez co było widać wszystko od góry do dołu. Jednak ściany już były zrobione z betonowych płyt, więc nie było widać całego labiryntu pomieszczeń z jakich składał się ten ściśle tajny budynek. Zjeżdżali windą w dół oglądając agentów przechodzących przez hall, aż minęli ostatnie szklane piętro. Zimi już szykowała się do wyjścia, ale winda się nie zatrzymała. 
  -My jedziemy na 8 piętro, Zimi. A jak myślisz, ile ich już minęliśmy? -powiedział Corni z lekką irytacją w głosie. 
  -Yyyyy... Siedem? 
  -Brawo Zimi! Jednak nie jesteś tępą blondynką! 
  Dziewczyna już chciała przejść do rękoczynu, ale powstrzymała ją Shina. 
  -Przestańcie! Dosyć! Jak chcecie to możemy wracać już do domu! 
  -Nie! -krzyknęli jednocześnie, tak samo zrozpaczonymi głosami. 
  -No to cicho być! 
  Podczas ich kłótni dojechali na 8 piętro. Wysiedli i ruszyli za rozzłoszczoną opiekunką, która wmaszerowała do jednego z korytarzy rozchodzących się z hallu podobnego do tych na górze, tylko że już z niebiesko-białą tapetą i czarnym dywanem. Te same kolory znajdowały się również w korytarzach. Dawało to efekt jakby się chodziło w niebie, ale z nogami nad przepaścią. Po obu stronach znajdowały się rzędy drzwi. Co jakiś czas ktoś z nich wychodził lub wchodził.
Na korytarzu mijali wiele osób. Większość z nich witała się z Shiną i zerkali na dzieciaki z uśmiechem i ledwo dostrzegalnym zaskoczeniem. Co najciekawsze, wszyscy kończyli krótką rozmowę słowami "zobaczymy się później".
  W końcu opiekunka zatrzymała się przed jasno-niebieskimi drzwiami. Z daleka można było ich nie zauważyć, bo stapiały się ze ścianami. Zapukała w nie trzy razy pięścią i odsunęła się od drzwi. Rodzeństwo stanęło za nią. Po chwili otworzyła im niska szatynka.
  -Witaj Monic. Kopę lat.
  -O! Shina! Co cię sprowadza do agencij? -kobieta wyglądała na lekko zdziwioną. Opiekunka odsunęła się od drzwi tak by Monic mogła zobaczyć rodzeństwo. 
  -Aaaa... Teraz już rozumiem... Zapraszam do mojej kwatery. Mam do ciebie parę pytań Shina.
  Tak więc weszli za szatynką. To co zobaczyli raczej przypominało pokój niż kwaterę. Na paru metrach kwadratowych mieściła się kuchnia, mały stoliczek z dwoma krzesłami, zawalone papierami biurko, łóżko na którym leżał zielony laptop i niewielka czarna szafa. Dodatkowo z tej małej powierzchni została wydzielona niewielka łazieneczka.
  -Rozgośćcie się. Mało tu miejsca, ale się zamieścimy. -powiedziała Monic robiąc coś w kuchni.
  Shina usiadła więc na krześle przy stoliku, a Corni i Zimi na łóżku. Długą chwilę ciszy przerwała gospodyni podając wszystkim kawę.
  -Słodzicie? -zapytała rodzeństwo. 
  -Ja trzy -odpowiedziała Zimi.
  -A ja dwie poproszę. -dodał Corni.
  Monic zrobiła minę w stylu "nie jestem służącą!" i podała im cukiernicę. Usiadła przy stoliku na przeciwko Shiny.
  -Więc oczekujesz, że się nimi zajmę? -opiekunka przytaknęła- A nie zawcześnie? Są jeszcze tacy młodzi...
  -A już ktoś na nich poluje. - przerwała jej. -Na pewno nie jest za wcześnie. Może tydzień temu byłabym tego samego zdania co ty, ale teraz boję się, że może być za późno.
  -Jak to, za późno? Co zrobili, że na nich polują? I kto? 
  -Nie czytałaś wczorajszego raportu? Najprawdopodobniej Korpus Pająków, ale sprawca nie został złapany, więc nie można mieć pewności. A dlaczego na nich polują to nie mam bladego pojęcia. Być może ma to związek z tym co działo się pięć lat temu.
  -Ale oni nic tam nie zrobili! Co najwyżej przeżyli! -zaprotestowała Monic.
  -Tak na prawdę to nie wiemy co oni tam robili zanim ich znaleźliśmy. Może byli zakładnikami, a może mają informacje, których chcą Pająki. Odpowiedzi jest wiele, ale żadnych wskazówek. Jednak wiadome jest to, że prawdopodobnie ich ścigają. Może chcą zabić, a może schwytać... Tego nie wiemy. Więc wolałabym zapobiec i jednemu i drugiemu szkoląc ich. Zrobisz to?
Monic odetchnęła ciężko.
  -Zrobię, zrobię. Zbyt wiele tobie zawdzięczam. Jednak musisz mi ich tu zostawić. Jak szkolenie to na całego.
  -Jak to zostawić? -zdziwiła się Zimi
  -Poprostu dotknięcie własne kwatery i będziecie mieszkać w agencji, tak jak inni szpiedzy. -sprostowała Monic.
  Zimi już miała zacząć szaleć, ale w porę zobaczyła ostrzegawczy wzrok Shiny i jakby przygasła. Corni za to szeroko się uśmiechnął. 
  -Ale zanim was oddam -powiedziała brunetka- chcę sprawdzić wasze umiejętności. -Monic spojrzała na nią że zdziwieniem- Przecież nie zostawię tutaj dwójki dzieciaków, które mogą się przebijać przy pierwszej lepszej okazji!
  Szatynka odpowiedziała jej śmiechem.
  -Jak chcesz by przetrwali w agencji to może najpierw ich oprowadnimy, by się nie zgubili, co?
  Po tych słowach wszyscy wstali i wyszli z pokoju.

piątek, 13 lutego 2015

Spy Twins: rozdział 2

Tym razem trochę dłuższe. Tak jakoś mnie wtedy wzięło XD. Tak czy siak, życzę miłej lektury.


Pędzili przez miasto na motorze z  zawrotną prędkością. Dwukołowiec prowadziła jak zwykle Zimi, a za nią trzymając torby z zakupami siedział przyklejony do jej pleców Corni. Powietrze szumiało im w kaskach zagłuszając ich rozmowę, tak, że musieli krzyczeć.
-Zimi, zwolnij trochę! Zaraz spowodujesz wypadek!
-Nie spowoduję!
-Ty może i nie, ale twoje sweterki, które zaraz wypuszczę, już tak!
-Spokojnie! Zaraz będziemy w...
Dalszy ciąg zdania zagłuszył pisk opon. Samochód jadący przed nimi wpadł w poślizg za sprawą przebitej tylnej opony. Zimi minęła pojazd o milimetry i ruszyła dalej.
-Wiesz co?! Może jednak przyśpiesz! Chciałbym być już w domu! -w głosie chłopaka było słychać zaniepokojoną nutę.
-A co?! Strach cię obleciał?! -roześmiała się dziewczyna.
-Nie! Ale mam przeczucie, że to nie był zwykły wypadek i że to co przekuło oponę samochodu miało być wycelowane w nas!
-Ale jesteś pewny?! -w jej głosie było słychać niepokój.
-A czy kiedykolwiek się pomyliłem?!
-Nie, ale chociaż raz mógłbyś!
Blondynka pochyliła się nad kierownicą i bez dalszej zwłoki przyśpieszyła.

*        *          *

Po powrocie do domu Zimi rzuciła swoje zakupy w progu, co nie zdarzało się zbyt często i ruszyła od razu do salonu. Pozasłaniała wszystkie okna, tak, że w pokoju stało się ciemno. Dziewczyna podeszła do telewizora. Wcisnęła tajny przycisk wbudowany w ekran. Corni, który wszedł do salonu zaraz za siostrą patrzył z miękkiego fotela jak obrazy odsuwają się, a ściana robi się czarna. Spod komody, na której stał ekran Zimi wysunęła czarną klawiaturę i wcisnęła Enter. Na tę komendę mebel drgnął i zaczął zjeżdżać pod podłogę. Gdy już się wszystko uspokoiło na czarnej ścianę, która była w rzeczywistości wielkim ekranem wyświetliło się:




Zimi usiadła ciężko na fotelu obok Corniego, położyła klawiaturę na kolanach i zaczęła energicznie w nią stukać mrucząc coś pod nosem. Na ekranie zaczęły pojawiać się znaki układające się w słowa. W okienku "Agent" widniało teraz "ZiCo4216", a pod "Miejsce" było napisane "Groumwald Place Base". Gdy kursor zatrzymał się na rubryce z hasłem, Zimi zawachała się. Po dłuższej chwili odezwał się Corni.
-Znowu zapomniałaś hasła? -dziewczyna kiwnęła potakująco głową- Ehh... Czy ty nigdy nie zapamiętasz? No dobra.... Patrz uważnie.
Corni zabrał klawiaturę z kolan siostry. Zimi przybliżyła się do niego i utkwiła wzrok w czarnych przyciskach.
-Gotowa? Skupiasz się dostatecznie mocno?
Dziewczyna kiwnęła głową. Corni zaczął powoli wystukiwać hasło, a Zimi układała w głowie znaki, które ułożyły się w ciąg słów "NadPobudliwy2JasnoWidz". Gdy już znało się hasło stawało się ono tak oczywiste! Była to mianowicie ułożona przez Corniego gra na skojarzenia. Zimi była nad pobudliwa, a jej brat często przewidywał niektóre wydarzenia, stąd też ten jasnowidz. Natomiast cyfra pomiędzy tymi dwoma słowami oznaczała, że z tego konta, na które się właśnie logowali korzysta jednocześnie dwoje agentów.
-Przypomniałaś już sobie to hasło?
Zimi pokręciła przecząco głową.
-Za długie jest. To nie na moją głowę. A teraz oddawaj tą klawiaturę! -i wyrwała ją z rąk Corniego.
W tym czasie na wielkim ekranie wyświetlił się profil agenta. Zimi zaczęła przeszukiwać bazę danych i po chwili znalazła raport sprzed dziesięciu minut.

O godzinie 10:23 nastąpił atak Korpusu Pająków na naszą agencję. Miejsce zdarzenia: Corling Street. Sprawca nie znany. Wróg strzelał z dachu budynku numer 14. Nie udało mu się nikogo uśmiercić ani zranić. Pocisk trafił w prawe tylne koło samochodu marki Fiat. Prawdopodobny cel: motocykl marki TriumphTiger jadący za trafionym samochodem. Na owym dwukołowcu jechał nasz zaufany agent ZiCo4216

Po przeczytaniu tego raportu Zimi zapadła się głębiej w fotel.
-Czyli jednak miałem rację...
-Niestety....
Siedzieli tak jeszcze chwilę w salonie. Ciszę, jaka zapadła przerwał odgłos otwierania drzwi. Z przed pokoju usłyszeli głos ich opiekunki, około trzydziestoletniej brunetka, która się nimi opiekowała. Shina, tak samo jak przybrane rodzeństwo była agentką. Została przydzielona do nich jakieś pięć lat temu, kiedy to Zimi i Corni po raz pierwszy mieli styczność ze szpiegami.
-Dzień dobry wszystkim!
-No nie wiem czy taki dobry, Shino. -odpowiedział Corni, bo wiedział, że raport, który zaraz zobaczy nie zachwyci jej.
-A co się takiego stało? -weszła do salonu i zobaczyła wielki ekran, a na nim wyświetlony raport. Bez słowa zaczęła go czytać. Po chwili usiadła ciężko na podłodze tam gdzie stała.
-No to chyba trzeba was zaprowadzić do Monic... -powiedziała trzęsącym się głosem.
-Do Monic? -pierwsza zdziwiła się Zimi.
-Kim jest ta Monic? -zapytał Corni.
Przez całe pięć lat nie mieli większej styczności z agencją, ponieważ byli za młodzi. Wyprosili u Shiny, jedynej agentki jaką znali, by pomogła im zostać szpiegami. Oboje, w wyniku strzelaniny rozpętanej pomiędzy dwoma wrogimi sobie grupami szpiegowskimi utracili rodziców, więc kwestie prawne zostały skrócone do: Tajne/Poufne. pod tym określeniem kryła się operacja prowadzona przez agencję Sharlatans, która miała na celu zapewnienie opieki osobom poszkodowanym w wyniku konfliktu, a w tym siedmioletniego Corniego i ośmioletniej Zimi. Byli jednak jedynymi ocalałymi cywilami i do tego dziećmi, więc szefostwo tej agencji zgodziło się objąć nad nimi pieczę. Ci wysłali Shinę, lecz zabronili jej cokolwiek mówić o tym, że jest szpiegiem. Jednak Corni nadnaturalnie domyślny, wiedział, że kobieta jest agentką. Gdy szefostwo dowiedziało się o tym, niechętnie zgodzili się by powoli wprowadzać dzieci do świata szpiegowskiego. Do tej pory mogli tylko obserwować poczynania innych poprzez raporty. Nigdy jednak nie widzieli na oczy głównej siedziby agencji Sharlatans, ani żadnego jej szpiega, oczywiście poza Shiną.
-Czy ty... ty chcesz... zaprowadzić nas do... -wyjąkał Corni, ale nie dokończył, bo nie mógł uwierzyć własnym oczom. Opiekunka kiwała potakująco głową, a Zimi zwariowała z radości. Latała po całym salonie wykonując dziwaczny taniec i wrzeszczała jak opętana w kółko te same słowa.
-Idziemy do głównej bazy! Idziemy do głównej bazy!
Jej radość jednak nie trwała długo, ponieważ Shina zerwała się na równe nogi, dopadła Zimi i czym prędzej zatkała jej usta. Teraz z jej ust wydobywał się tylko nie zrozumiały bełkot.
-Cicho bądź, wariatko! -wysyczała kobieta przez zaciśnięte zęby- Zapomniałaś, że to jest TAJNA agencja?
Zimi znieruchomiała. Opiekunka zrozumiała, że już będzie cisza i puściła dziewczynę, której wyrwało się przepraszające "ups...".
-Dobra, fajnie, ale czy wyjaśnisz nam po co idziemy do Monic? I kim ona w ogóle jest? -Corni, mimo swej nadprzyrodzonej domyślności, nadal nie mógł pojąć dlaczego to wszystko się dzieje.
-Monic, to osoba, która trenuje agentów. Zaprowadzę was do niej jutro, byście nauczyli się walczyć. -Shina podparła się pod boki i podziwiała kolejny napad radości u Zimi. W końcu nie wytrzymała i wrzasnęła na cały dom.- Dziewczyno, ogarnij się i przestań szaleć!- blondynka momentalnie przestała krzyczeć i biegać, a zamiast tego stanęła jak wryta.
-Jeśli będziecie się tak zachowywać, to postaram się byście nie mieli nawet najmniejszej szansy na zostanie szpiegami.
-Chwila! Czemu mówisz w liczbie mnogiej?! Przecież to ona szaleje! -wskazał oskarżycielskim gestem w stronę siostry- Ja z jej wybrykami nie mam nic wspólnego!
-No wiesz co! Dzięki, że po pięciu wspólnie przeżytych latach znajomości tak się ode mnie odcinasz! -oburzyła się Zimi.
-Tak, tak. Kłóćcie się tak dalej, a na pewno przyjmą was w agencji. O przepraszam! Jeśli tak dalej pójdzie to w ogóle nie zobaczycie głównej bazy ani żadnego agenta. Może nawet anuluję wam konto szpiegowskie? -Shina już się miała teatralnie odwrócić i wyjść z salonu.
-Nie! -krzyknęło rodzeństwo jednocześnie.
-Tylko nie to!- dokończyła Zimi.
-Błagam!- dodał Corni.
-A więc będziecie grzeczni? -zapytała opiekunka z miną niedowiarka.
-Obiecuję!- krzyknęli w tym samym momencie
-Będziecie się słuchać przełożonych?
-Tak!- znowu odpowiedzieli jednocześnie.
-I będziecie się zachowywać odpowiedzialnie?
-Oczywiście!- tym razem odezwał się tylko Corni. Szturchnął mocno swoją siostrę łokciem.
-Yyyyyy.... Tak myślę... ała! Tak, zdecydowanie.
Shina z rozbawieniem przyglądała się tej scenie. Jak dobrze, że te dzieciaki nie wiedzą o tym, że nie miałabym serca wypełnić swojej groźby- pomyślała.

-Skoro tak mówicie- powiedziała opiekunka jakby niechętnie- to zabiorę was jutro do głównej bazy. -i uśmiechnęła się na widok Zimi powstrzymującej z całych sił wybuch radości.

niedziela, 8 lutego 2015

Spy Twins: rozdział 1

Spy Twins


-Corni! Wstawaj, szkoda dnia na leżenie w łóżku!
Te krzyki wznosiła co rano ta sama osoba. A mianowicie piękna blondynka z średniej długości włosami, które od połowy swej długości, aż po końcówki były ufarbowane na zadziwiająco mocny róż. Zimi, a właściwie Zinmea Dracour właśnie budziła swojego przybranego brata Cornela Greed'a. Trzeba wspomnieć, że chłopak nienawidzi wstawać, a w szczególności gdy pierwszą osobą jaką widzi jest osoba taka jak Zimi.
-Corni! No już! Wstajemy! Nie marnuj cudownego światła słonecznego i wyskakuj z łóżka!
-A mogę cię zbić? -wymamrotał spod kołdry chłopak.
-Proszę cię bardzo , ale najpierw musisz wstać! A przy okazji pójdziesz ze mną na zakupy!
-Omatkoświętajezuchrystebożeratuj... -nakrył się jeszcze szczelniej pierzyną- Znaczy, że nigdzie się nie ruszam... Branoc!
-Corni, nie! Wstawaj, bo cię ściągnę siłą!
Spod kołdry pało się usłyszeć złowieszcze odburknięcie.
-A tylko spróbujesz...
Na te słowa dziewczyna wybiegła z pokoju. W ten sposób ciemnowłosy chłopak miał jeszcze chwilę drzemki. Jednak później musiał za nią sporo zapłacić, ponieważ jego poranny prześladowca powrócił z wiaderkiem pełnym wody.
Dziewczyna bez chwili wahania wylała całą zawartość naczynia na śpiącego brata. Nieszczęśnik z krzykiem zerwał się z łóżka, posłał pełne gniewu spojrzenie na postać stojącą przed nim i rzucił się jej do gardła. Szamotali się tak przez parę minut, aż w końcu Corni wpadł na biurko. Z jękiem zaczął rozcierać powstającego guza. Zdyszana Zimi uśmiechnęła się triumfalnie.
-Dobra! Skoro rytualne budzenie zakończyło się sukcesem to.... do zobaczenia za dziesięć minut w kuchni! - po czym czmychnęła z pokoju.
Chłopak przez chwilę siedział na biurku z niedowierzaniem wpatrzony w zamknięte drzwi. Potem przeklinając swoją przybraną siostrę, wstał i zaczął się ubierać. Czarne dżinsy, czerwony T-shert i koszula w czarno-białą kratkę, czyli strój, który nosił codziennie. Założył zegarek i poszedł do łazienki się odświeżyć. W pełni obudzony zszedł po schodach na dół do kuchni, gdzie zastał Zimi. Dziś miała na sobie jasne, przetarte dżinsy, wściekle różowy top i dżinsową kurteczkę. Siedziała przy stole i zajadała owsiankę z syropem malinowym. Gdy Corni wszedł do pokoju obrzuciła go zniesmaczonym spojrzeniem.
-Boże! Człowieku! Teraz wyglądasz jeszcze gorzej niż gdy cię budziłam!
-Masz coś do tego?
Dziewczyna odchyliła się na krześle i uniosła ręce na znak sprzeciwu.
-Mi tam pasuje, ale mógłbyś się chociaż ubrać w coś innego niż zwykle...
Corni posłał jej spojrzenie "spod byka".
-Nie.
Blondynka naburmuszyła się i wróciła do jedzenia. Chłopak natomiast ruszył w stronę lodówki. Gorliwie przeszukując jej wnętrze zwrócił się z pretensją do Zimi.
-Znowu zjadłaś całą wędlinę?
-Co ja ci poradzę, że w nocy zaczynam być głodna!
Z niechęcią sięgnął po ser i rzodkiewki, pokroił w plasterki i ułożył na kanapce. Spojrzał na stół i siedzącą przy im osobę i postanowił, że zje na blacie. Zgrabnym ruchem wskoczył na szafkę i zaczął jeść swoje śniadanie.
-Wiesz może gdzie pojechała Shina?
-Opiekunka? Niestety, ale wstała przede mną , więc nie widziałam jej jeszcze.
-O matko! To jest możliwe? Ktoś na tym świecie budzi się przed tobą?
Zimi spojrzała na niego zabijającym wzrokiem.
-Oczywiście, że jest możliwe debilu! -wstała, odstawiła miskę po owsiance do zmywarki i ruszyła w stronę wyjścia.
-Czekam na ciebie przy motorze.
-Zaraz, zaraz! Gdzie my niby jedziemy?!
-Nie mówiłam ci? -rzuciła przez ramię- Jedziemy na zakupy!

Powitanie

Witam na moim blogu. Stworzyłam go za namową mojej przyjaciółki. Będę tu publikować moje opowiadania, które tworzę od czasu do czasu. Zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że się wam spodoba :)